Czy tłumaczenie powinno służyć jako broń w „bojkotach kulturowych”?

Nagradzana irlandzka powieściopisarka, Sally Rooney, w geście politycznego sprzeciwu odmówiła sprzedaży praw do tłumaczenia na język hebrajski swojej ostatniej powieści „Beautiful World, Where Are You” (Piękny świecie, gdzie jesteś). Swoją decyzję uzasadniła przekonaniem, że Izrael jest odpowiedzialny za zbrodnie przeciwko ludności palestyńskiej i jej prześladowanie. Inspiracją dla autorki jest ruch BDS (ang. Boycott, Divestment and Sanctions), który wzywa do całkowitego bojkotu produktów izraelskich i inwestycji w tym kraju oraz – jak twierdzi Rooney – „okazuje solidarność
i wsparcie w walce o równość, sprawiedliwość i wolność dla ludności palestyńskiej”.

W ten sposób autorka zwraca uwagę światowych mediów na konflikt między Izraelem
a Palestyńczykami, przedstawiając Izrael jako wiecznego agresora i winowajcę. W dzisiejszym świecie to bardzo powszechne stanowisko. Biorąc pod uwagę fakt, że poprzednie książki Sally Rooney zostały przetłumaczone na 46 języków (włączając hebrajski), postawa autorki nosi znamiona pewnej niekonsekwencji, bowiem celem jej potępieńczej postawy jest wyłącznie Izrael. Skoro Rooney jest naprawdę zaniepokojona globalną niesprawiedliwością, czy nie powinna odmówić tłumaczenia swoich powieści również na język chiński z uwagi na przerażający brak poszanowania praw człowieka w tym kraju, bądź też na język rosyjski, zważywszy na agresję Rosji wobec sąsiedniej Ukrainy? Czy powinna zezwolić na publikację swoich książek po arabsku w Arabii Saudyjskiej – w kraju, gdzie rząd więzi lub dokonuje egzekucji swoich oponentów politycznych, a prawa kobiet praktycznie nie istnieją? To tylko kilka przykładów, lista jest długa.

Dzieło literackie opublikowane w innych językach, przeznaczone do dystrybucji w różnych krajach, zostaje oddane przez autora w ręce mieszkańców tych krajów. W żaden sposób nie jest to tożsame z wyrażeniem poparcia dla polityki lub działań danego rządu. Swoją decyzją Rooney wyodrębniła wyłącznie Izrael, sugerując, że jej prawdziwe przyczyny mają swoje źródła gdzie indziej.

Wiedza, rozrywka i literatura powinny być tłumaczone – a tym samym udostępniane – dla jak najszerszego grona odbiorców na świecie. Upolitycznienie tych obszarów i ograniczanie w ten sposób dostępu do dóbr kultury jest błędne i niesłuszne.